9.8.12

Mam takie miejsca, do których (kiedyś) wrócę (na pewno)

Cóż, wygląda na to, że dzisiaj będzie trochę ckliwie. Nic na to nie poradzę, kobiety lubią wrażliwość. Do rzeczy. Każdy ma miejsca, które chce zobaczyć i wiadomo, że takie długo nierealizowane marzenia czasami zaczynają "boleć". To jest bardzo nieprzyjemne uczucie, ale znam gorsze. Byłeś gdzieś, zobaczyłeś to miejsce, ale nie miałeś nawet okazji go poczuć. Liznąłeś i tyle. Tego bardzo nie lubię, a ostatnio złośliwie mi  to doskwiera.


Skąd w ogóle pomysł na taki wpis? W jakiś ekstremalnie dziwny sposób sam sobie taki temat wymyśliłem. Wyobraźmy sobie sytuację:
Za dziesięć minut wyjeżdżam. Szybko, szybko, bo mało czasu zostało. T-shirty są, spodnie krótkie i długie są, bielizna jest, kilka par butów jest, parę książek jest, ręczniki też są. A filmy jakieś? Mój Boże, zapomniałem o filmach na zabicie czasu. Panicznie wbiegam do pokoju. Półki z filmami. Biorę kilka losowych z tej półki, na której podobno są same dobre produkcje. Uff, misja zakończona sukcesem. Mogę jechać...
 I nie wiedząc jakie to filmy zgotował mi los, pojechałem. A jakie to były filmy? Wymienię te kluczowe dla znaczenia tego postu:
  • Amelia - dużo o tym słyszałem, że niby najlepszy francuski hit ever i w ogóle. Faktycznie, absolutnie najlepszy, najbardziej uroczy i magiczny film z Francji jaki przyszło mi obejrzeć. Miejsce akcji to oczywiście Paryż.
  • O północy w Paryżu - to akurat widziałem, ale pamiętając świetne, błyskotliwe dialogi i boską Rachel McAdams, obejrzałem jeszcze raz. Miejsce akcji to naturalnie romantyczny, piękny Paryż.
  • Francuski Pocałunek - może nie najlepszy, ale jeden z lepszych filmów Meg Ryan. Opowiada o francuskiej, spontanicznej miłości. Po raz kolejny w Paryżu.
Dziwna to sytuacja, kiedy trzy na sześć losowo wybranych filmów dzieją się w europejskim mieście, a na dodatek mieście, które przyszło mi w tym roku "liznąć", bo czymże są dwa dni zwiedzania, pół na pół, miasta i muzeów?

Moje własne zdjęcie, a co - pochwalę się
Tak oto od co najmniej dwóch tygodni odbywam sentymentalną podróż w miejsce odwiedzone przeze mnie raptem dwa miesiące temu, pierwszy raz w życiu, oczywiście. Ktoś powie, że za Paryżem tęskni się zawsze. "Tęsknota" to w tym przypadku za duże słowo. To jest właśnie wspomniana przeze mnie sytuacja, kiedy otarłem się, ale dosyć solidnie, o jedno z licznych marzeń.

"Gadanie rozpieszczonych dzieci" - nasuwa się pewnie wielu ludziom. Być może. Grunt to mieć cel i do niego dążyć. Chciałbym napisać, że kiedyś tam wrócę, ale właśnie przypomniał mi się prawdopodobnie najlepszy wpis Kominka kiedykolwiek, w którym na takie stwierdzenie odpowiedział dość krótko:
Kiedyś tam wrócisz? Nie. Kiedyś to za późno! Wyznacz sobie datę, bo w przeciwnym razie kiedyś po prostu spostrzeżesz, że to się nigdy nie wydarzyło. Ale równie dobrze możesz powiedzieć to teraz. To się nigdy nie wydarzyło.
"KIEDYŚ TAM WRÓCĘ", Kominek ES 

A więc po prostu, od września uczym się francuskiego i wrócim do tego Paryża...
Everyone has such a place, right?