13.3.12

A brzuszek rośnie!

Po raz kolejny przeprowadziłem szybki przegląd artykułów dotyczących polskiej szkoły i nieuchronnej reformy edukacyjnej. Czy wspominałem coś o tym, że jest beznadziejna? Jeśli nie to uwaga, jest beznadziejna, a może raczej jest beznadziejnie przeprowadzana.

Narzekają również, a nawet przede wszystkim, nauczyciele. Dzisiaj wychowawczyni próbowała wytłumaczyć mojej klasie jak będzie przebiegała rekrutacja do szkół ponadgimnazjalnych. W tym roku nauczycielom przychodzi to wyjątkowo trudno. Dlaczego? Ponieważ sami mają tyle samo i takich samych pytań dotyczących całej tej sytuacji. Generalnie to ostra jazda bez trzymanki, ale mówi się "trudno". Teoretycznie rozporządzenie kuratora wyszło, jest przejrzyste i czego chcieć więcej? Ale ja nie o tym...

Jak już wspominałem, nauczyciele bardzo narzekają. Mnie osobiście zatkało, kiedy przeczytałem post z Belfer Bloga. No cóż, tonący brzytwy się chwyta, a więc "kto może, zajdzie w ciążę, a inni zapadają na zdrowiu i wnioskują o urlop". Syf, kiła i mogiła. Może więc faktycznie warto zastrajkować? Przecież uczniowie bardzo lubią strajki itp. Mnie się ten pomysł bardzo podoba, ale błagam, byle po egzaminach. Wystarczy mi już to, że chodzę na zajęcia w soboty.

Niestety przeciętny uczeń w moim gimnazjum nadal nie ogarnia całej tej reformy. Nie piszę oczywiście o egzaminie, bo o tym wiemy aż za dużo, ale o zmianach w systemie licealnym. Mało który z gimnazjalistów zdaje sobie sprawę, że w szkołach ponadgimnazjalnych "ubędzie parę etatów". Co ich to interesuje? W sumie to i racja, ale przynajmniej jest okazja, żeby bezradni nauczyciele i bezradni uczniowie okazali jakąś solidarność.