1.1.12

Disaster Year!

Panie i Panowie, witam w Roku Pańskim 2012. Złośliwie mógłbym zapytać co z tego? Nikt nie byłby zaskoczony biorąc pod uwagę mój wpis odnośnie Ducha Świąt Bożego Narodzenia. O ile jednak wyznacznikiem udanych Świąt jest dla mnie ten fajny wskaźnik teologicznych refleksji, o tyle witając nowy rok miałem w nosie głębszą filozofię - dzień jak co dzień - bo nawet nie można tego nazwać szczególnym zjawiskiem w przyrodzie - ot taki wymysł człowieka.


Spoglądając na pierwszy akapit dzisiejszego posta wyobrażacie sobie pewnie takiego słodkiego kotka z podpisem "Co ja pisze?". Z góry się wykręcam - nic nie piłem. Tzn. piłem, ale Hoop Cole - do Piccolo się nie dorwałem, a szkoda. Z tym właśnie wiąże się moja jedyna dzisiejsza refleksja - po co wymyślono wódkę? Może ktoś mi to wytłumaczy. Wyprzedzę odpowiedzi typu "Bo lubię się *******" i napiszę, że znam ciekawsze "sposoby na nietrzeźwość".

Tak jak wspomniałem - w Sylwestra nie myślę o przemijającym czasie, bo to żadna szczególna okazja, ale wyciąganie wniosków na przyszły rok? Jak najbardziej. Miniony rok uważam za pozytywny, ale mam zaciesz, że się skończył. I nie będę się tutaj rozpisywał tak jak robi to wielu moich fejsbukowych znajomych, a więc: "Popełniłem wiele błędów. Wiem, że nie mogę im ufać i... blablabla". Czemu więc cieszę się z 2012? Bo stawia przede mną szersze perspektywy. Liceum, konkursy przedmiotowe, Paryż, Bruksela i te wspaniałe egzaminy. Jaki mam rozkład jazdy? Z ocenkami obijamy się do kwietnia, a potem wyciągamy w górę. Do wspomnianego miesiąca stawiamy zasłonę dymną i kujemy do konkursu - mało skomplikowane.

Wypadałoby też przemówić do ludu z jakimiś życzeniami. No to... "zdrowia, radości, miłości" i udanych egzaminów - tym optymistycznym akcentem zakończę dzisiejszą notkę!